Miłośnik wielu dziedzin i adwokat wielu diabłów, człowiek wielu opinii i przynależności. Wieloletni student fizyki i matematyki, korepetytor, okazjonalnie korektor, edytor, tłumacz z j. angielskiego i popularyzator nauki, amatorsko filozof, językoznawca i działacz językowy. Moje edycje skupiają się na poprawianiu istniejących artykułów, choć zrobiłem też kilka nowych; swoją działalność opisuję dokładnie niżej. Prywatnie:
Teoria queer („tęczologia”) to dziedzina, która się jakoś przeplata z powyższymi. Poznałem trochę tęczowego żargonu, symboliki i protokołu dyplomatycznego – w stopniu, który na początku lat 20. może być nieprzeciętny, ale jednocześnie spodziewam się – a może i mam nadzieję – że stanie się pewnym standardem.
Zastrzeżenie (ang. disclaimer): wymieniam tutaj dużo różnych tematów, ale absolutnie nie twierdzę, że mam w nie jakiś wkład ani że jestem jakimś ekspertem. Wśród uczonych „interesować się” to chyba synonim „zajmować się”, ale tutaj tylko piszę, w jaki temat mam spore szanse się wciągnąć, jeśli ktoś chce do mnie zagaić.
W fizyce interesują mnie najbardziej dziedziny fundamentalne, a zwłaszcza:
Na połączenie tych tematów – czyli kwantową grawitację – czuję się za cienkim bolkiem; widzę wystarczająco dużo tematów badań poza tym frontem, wewnątrz tych dziedzin rozważanych osobno. Czasem rzucę też okiem na:
metrologię,
geofizykę atmosfery, zwł. klimatu,
fizykę statystyczną,
fizykę cząstek elementarnych.
Na tę ostatnią dziedzinę również się czuję „za cienki”. W dodatku moje pedantyczne ambicje chyba nie pasują do tamtej bajki – widzę wystarczająco dużo tematów w innych, „prostszych” obszarach. W szczególności jestem maniakiem historii nauki i filozofii nauki, o czym dalej. Mam też pewne ambicje dydaktyczne – dobrze robić swoją robotę, od której trudno uciec, jeśli chce się robić badania. W tym celu chętnie poznaję literaturę edukacyjną, robiąc np. przeglądy podręczników, dzieł popularnonaukowych itp. materiałów.
W matematyce interesują mnie głównie dziedziny związane z fizyką, jak różne działy analizy, algebry, trochę topologii i „zło konieczne”, jakimi są numeryka, probabilistyka i statystyka. Pracowałem na polskim Wikibooks nad kursikiem o grupach przemiennych. Miewam jednak wycieczki w inne dziedziny jak psefologia – teoria głosowań; wszedłem w to w ’15 roku, kiedy:
Ubisoft (lub jego podwykonawcy) organizował głosowania nad kształtem gry Heroes VII (moim zdaniem dość nieudolne),
Paweł Kukiz szczególnie głośno gardłował o JOW-ach, doprowadzając do referendum (moim zdaniem również dość nieudolnego).
Zdarzy się też, że moje zainteresowania matematyczne wejdą dość głęboko w fundamenty – trochę głębiej, niż wymaga tego fizyka czy jej zastosowania. Przez to mogę mieć coś do powiedzenia o „czystszej” algebrze i o kombinatoryce – tematach jak liczby Bella, teoria Galois czy kraty.
W filozofii jestem amatorem, odkąd mam 12 lat; może to był owoc mojej nastoletniej depresji. Kojarzę podstawy jak ogólna historia – przy czym nie znam prawie wcale filozofii kontynentalnej, nawet tej dość wczesnej, XIX-wiecznej, choć tamtą nawet szanuję – zwłaszcza Schopenhauera. Inne zainteresowania:
logika; to naturalne przedłużenie zainteresowania matematyką i jej filozofią, ale wszedłem też na pewien poziom ogarniania niematematycznej logiki dyskusji i argumentacji – jak typologia ang. fallacies i biases.
Moim ulubionym filozofem chyba jest Leibniz (bez „t”), który tworzył mistyczny cyberpunk jakieś 300 lat zanim to było fajne. Mam nadzieję, że w XXI w. jego dorobek wreszcie będzie w pełni opublikowany, przetłumaczony i opracowany; choć wiem, że takie tematy nie są do zamknięcia, przez zmieniajacy się kontekst i rosnącą liczbę zjawisk pod wpływem jakiegoś historycznego wydarzenia.
W językoznawstwie poznałem ogólne podstawy jak fonologia czy klasyfikacja języków i pism świata. Śledzę też polski i angielski preskryptywizm, choćby z racji zaangażowania w Wikipedię. Potrafię być gramatycznym nazistą, a nawet gorzej – nazistą typograficznym, nieznośnym nawet dla tych gramatycznych.
Zanurzyłem się też w temat języków sztucznych. Jestem apostatą ruchu esperanto i swoje nastoletnie związki z nim traktuję jako umysłowy trądzik młodzieńczy, trochę jak korwinizm w polityce. Widzę za to pewien potencjał – ograniczony, ale znaczny – w późniejszych, lepszych projektach jak ido, interlingua, glosa czy elefen. Na ten temat popełniłem nawet stronę internetową, ale nie wiem, czy mogę ją tutaj reklamować.
W fantastyce interesowały mnie zarówno:
fantasy, zwłaszcza świat Might and Magic, choć mam też pojęcie o hitach jak Tolkien, Potter czy Narnia (ale już nie GoT / PLiO);
sci-fi, zwłaszcza Matriksy i szerzej cyberpunk, choć otarłem się też o Star Wars, a Darth Maul to mój ulubieniec.
W psychologii czuję się doinformowanym laikiem; tzn. umiem się rozgadać i z głowy wyczarować dyletanckiej jakości słowniczek kilkudziesięciu pojęć i parunastu nazwisk. Wiem prawdpodobnie tyle, ile wiedziałby absolwent gimnazjum, gdyby nauczano tam takiego przedmiotu. Na podobnej zasadzie i na porównywalnym poziomie chyba sporo laików „zna się” na medycynie czy polityce.
Zdeklarowany WikiGnom, aspirujący do bycia Midasem, tzn. zamiany w złoto tego, czego się dotknie. M.in. szarżuje językowo i redakcyjnie:
w artykułach ze złymi, maszynowymi cudzysłowami i apostrofami zmienia nazwę, wstawiając te dobre, drukarskie;
walczy o to, żeby w terminach od wielu nazwisk (np. pakt Ribbentrop–Mołotow) używać myślnika, a nie łącznika. Niestety to się nie spotyka z przychylnością administratorów, bo ta reguła (zalecana m.in. przez Adama Wolańskiego) nie weszła jeszcze do słowników;
poprawia cytaty – tak żeby zamiast długich fragmentów kursywą albo w samych cudzysłowach były bloczki, najlepiej z odpowiednim szablonem (choć uważam je za opcjonalne);
wyrównuje szerokość ilustracji – odstępstwa od domyślnej (chyba 180px) tylko przy silnej racji typu słaba widoczność lub niska jakość;
poprawia tytuły dzieł; te indywidualne – książek, wierszy, artykułów, utworów muzycznych, obrazów, rzeźb, filmów i gier – kursywą, a zbiory dzieł jak czasopisma i serie wydawnicze – w cudzysłowie; nie wiem, jak głęboko są zakorzenione te reguły popierane przez edytorów jak Adam Wolański;
marzy o tym, żeby w biogramach listy publikacji i nagród były listami łamanymi (osobne elementy w osobnych wierszach); spotykało się to z pewnym oporem, o czym dalej;
marzy o tym, żeby różne listy chronologiczne pełne dat – np. listy publikacji i nagród – zaczynały się od roku właśnie; tak można bez użycia tabel mieć daty w jednej kolumnie, a dzięki stałej szerokości dat (zwykle cztery cyfry) zostaje wspólna kolumna dalszych treści (np. początki tytułów jeden pod drugim);
poprawia wstępy biogramów – tak żeby nie brakowało informacji, że ktoś jest:
noblistą lub jakimś prezesem; ogółem najwyższy zaszczyt powinien widnieć we wstępie, tak jak największe osiągnięcia;
polihistorem; niektórzy ludzie mieli bardzo dużo zajęć, tak że dobrze mieć najpierw jakiś „zwornik” i krótką, ogólną nazwę; np.: naukowiec, uczony, artysta, intelektualista, inteligent.
Te wstępy widzę jako telegraficzne skróty służące przedstawianiu człowieka – trochę jak przed ich wystąpieniami. Dlatego widzę tam miejsce na tytulaturę, czyli oprócz ogólnych zajęć też główne stanowiska, najbardziej prestiżowe członkostwa i nagrody. Przez ogólne zajęcie rozumiem nazwy zrozumiałe dla laików, czyli np. matematyk, filozof i geograf. Dopiero po konferansjerskim napompowaniu balona statusu umieszczam informacje dla wtajemniczonych typu topolog, epistemolog czy potamolog. Jeśli ktoś jest noblistą, jak np. Albert Einstein i Hendrik Lorentz, to te różne członkostwa i czasem nawet stanowiska tracą na znaczeniu, przez co spływają niżej albo i całkiem poza wstęp.
W biogramach duchowieństwa katolickiego (czy właściwie: osób konsekrowanych) widuję przedstawianie człowieka przez słowa niezbyt zrozumiałe laikom – np. nazwa zakonu czy precyzyjna nazwa stopnia święceń i tytułu honorowego. W Polsce i szerzej w świecie polskojęzycznym spada religijność, przez co takie słowa jak jezuita, sercanka i prezbiter mogą być konfundujące, a może też irytujące niczym ludność warszawska pisząca w wielomiejscowym gronie jak do „swoich” (czyli np. nazwa ulicy lub szkoły bez podania miasta). Przedstawianie Kopernika jako kanonika to źródło mitologii jak branie go za księdza, którym najpewniej nie był.
Żeby nie było, że tylko katolicyzm jest zły, to przedstawiciele różnych mniejszych wyznań też mogliby być przedstawiani przez jaśniejsze nazewnictwo, np. szerokie jak protestancki czy precyzujące jak wyznania starokatolickiego. Co najmniej raz słyszałem, jak Konrad Rudnicki był wzięty za członka zgromadzenia – pewnie katolickiego – przez niezręcznie użyte słowo mariawita.
dzieli artykuły na sekcje, zwalczając m.in. dwa częste problemy:
w biogramach stosunkowo często brakuje nagłówka „Życiorys”; przez to wstęp z najważniejszymi informacjami płynnie przechodzi w wykład chronologiczny, zaczęty od drugorzędnych informacji o pochodzeniu;
rzadziej zdarza się, że jest kilka sekcji ogólnobiograficznych, którym brakuje zbiorczego nagłówka „Życiorys”;
przesuwa ilustracje; jestem za tym, żeby ilustracje były zwykle na początku sekcji i po prawej stronie, ewentualnie wycentrowane. Ilustracje po lewej to jakieś nienaturalne wcięcie, wyróżnienie tekstu będącego obok i poszarpanie lewej chorągiewki, tak jakby ta prawa nie była dość poszarpana – a ilustracje po prawej jakoś ją mogą uładzić;
poprawia linki wewnętrzne; jestem za tym, żeby taki link był raz na sekcję i przy pierwszym wystąpieniu słowa, chyba że sąsiaduje z innym linkiem;
w artykułach bez źródeł wstawia znaki ostrzegawcze (Szablon:Dopracować);
poprawia przypisy, tak żeby były harwardzkie (nazwisko–rok), w kolumnach i oddzielone od uwag;
poprawia bibliografie, tak żeby były oparte na szablonach i miały linki do artykułów Wikipedii;
jest za rozdzielaniem sekcji bibliografia (źródła cytowane) i literatura (uzupełniająca, niecytowana); tak można się szybko zorientować, jak liczne i różnorodne jest uźródłowienie artykułu i czy bogata lista dzieł nie jest tylko popisem erudycji autorów; podobną rolę pełni np. rozdzielanie przypisów sensu stricto (źródeł) od uwag;
jest też za grupowaniem linków zewnętrznych, np. wg języka; nagłówki jak „Polskojęzyczne”, „Anglojęzyczne” i „Inne” są tolerowane, ale chyba jeszcze (w lipcu '21) nie zostało to skodyfikowane.
poprawia i dodaje szablony nawigacyjne (nawiboksy); np. przy tych z listami chronologicznymi – jak przy laureatach nagród – jest za grupowaniem wg stulecia; tak nie tylko łatwiej coś znaleźć, ale podział dodaje jakiegoś poczucia spokoju, że lista nie będzie puchła w nieskończoność;
kategoryzuje artykuły – np. o teorii względności – i dodaje im szablony tematyczne;
poprawia listy kategorii na końcach artykułów – grupuje tematycznie te linki kategoryzujące i dodaje odpowiednie komentarze w kodzie;
w kategoriach dodaje szablony jak Szablon:Kategoria dla kategorii, Szablon:Główny artykuł i Szablon:Spis treści kategoria; moim zdaniem jeśli kategoria zawiera 50 artykułów, to już wystarczy do wstawienia tych alfabetycznych zakładek, a jeśli artykułów jest mniej, to mnie to osobiście nie przeszkadza – zawsze to jakieś przyspieszenie, ograniczenie przewijania i uproszczenie reguł do niearbitralnych granic; w dodatku zdarza się, że przed podzieleniem (pogłębianiem?) kategoria ma na tyle dużo artykułów, że ten szablon jest potrzebny, ale potem przestaje taki być – ale nie ma chyba sensu go usuwać;
last but not least: usuwa jeszcze spotykany czasem błąd, jakim jest błędna kolejność sekcji końcowych; i głosowanie sprzed lat, i uzus utrwaliły dziewięcioelementowy układ zobacz też – uwagi – przypisy – bibliografia – literatura (uzupełniająca) – linki zewnętrzne – nawiboksy – kontrola autorytatywna – kategorie.
nie wiem, czy to jakoś uregulowane, ale jestem za tym, żeby w biogramach najpierw podawać publikacje, a potem wyróżnienia; obie rzeczy bezpośrednio przed sekcjami końcowymi (jak uwagi). W końcu te wyróżnienia są często właśnie za publikacje; najpierw przyczyna, a potem skutek.
Szarżuje też bardziej „rzeczowo” (przedmiotowo), „informacyjnie”, „treściowo”, „merytorycznie” (brak mi dobrego słowa):
robi wstępy w biogramach. Jestem za „spiralnym”, „iteracyjnym” streszczaniem informacji o człowieku; najczęściej edytuję biogramy naukowców, a tam lubię zaczynać od informacji „uczony”, „naukowiec” lub „intelektualista” – jeśli ktoś się zajmuje więcej niż dwiema dziedzinami. Potem jest miejsce na poddzieny (typu konkretne obszary fizyki, astronomii, matematyki, filozofii itd.), dalej na konkretne osiągnięcia w tych dziedzinach, a na koniec inne cenne info typu miara wielkości i miejsce w różnych rankingach.
dodaje setki linków do Stanford Encyclopedia of Philosophy i Internet Encyclopedia of Philosophy. Chętnie linkowałby masowo też do innych rzetelnych źródeł jak Encyclopedia of Mathematics i wiele kanałów na YouTube, przez co ubolewa, że nie ma na to zielonego światła od społeczności.
Patroluje też część ostatnich zmian, konkretniej nowe artykuły tworzone przez ludzi. Pilnuje, żeby używać tam myślników. Patroluje też swoją potężną listę obserwowanych artykułów (ponad 20 tys.), zwł. zmiany oczekujące na zatwierdzenie. Być może to go kwalifikuje do bycia ozetowcem.
Niektóre jego prace są masowe i schematyczne, jak wspomniane linkowanie do SEP, IEP czy masowe poprawianie myślników w wyróżnionych artykułach. To go czyni podobnym do botów i do nabijaczy liczników. W przeciwieństwie do nabijaczy (wkładystów) – nie uważa, żeby liczba edycji i bajtów była najlepszą miarą wkładu i podstawą do przyznawania uprawnień.
Oprócz małych edycji w dużej liczbie artykułów robi też odwrotnie – duże edycje w pojedynczym artykule, konkretniej Michał Heller. To od tej pracy w 2015 na poważnie zaczęła się jego przygoda z Wikipedią. Blog fundacji Wikimedia zainteresował się tym, zapraszając Tarnooba do napisania o tym przedsięwzięciu.
Nie mam ambicji awansu w hierarchii władzy. Nie staram się o bycie administratorem, biurokratą, rewizorem ani komitetowym arbitrem. Od władzy wykonawczej i sądowniczej wolę ustawodawczą; nie lubię być jedynym decydentem i lubię mieć możliwość wstrzymania się od głosu. Nie wykluczam pewnego zaangażowania w Stowarzyszenie Wikimedia Polska, ale w perspektywie lat; może nawet dekady.
Deklaruję umiarkowany inkluzjonizm, tzn. uważam, że:
należy domniemać encyklopedyczności artykułu. Zaleganie z usunięciem czegoś marginalnego to mniejszy problem niż potrzeba pisania czegoś od nowa; mówiąc Shrekiem: z dwojga złego lepiej w tę stronę.
Przykładowo pan Sławomir Mentzen nawet jeśli nie jest encyklopedyczny obecnie, to jako wiceprezes partii parlamentarnej i komentator polityczny w wieku dalekim od emerytury prawdopodobnie próg encyklopedyczności prędzej czy później przekroczy. Encyklopedyczność dałbym z automatu wszystkim posłom i wiceprezesom partii parlamentarnych. To element demokratyczno-republikańskiego patrzenia władzy na ręce, w duchu obywatelskiego społeczeństwa otwartego.
zwykle nie należy usuwać artykułów ani fragmentów tylko dlatego, że są pozbawione źródeł – nawet niesprawdzona informacja ma pewną wartość i jest punktem wyjścia do dalszych poszukiwań; to tzw. kontekst odkrycia, mimo że to nie kontekst uzasadnienia, używając języka Reichenbacha. Wyjątkiem są treści, które sprawiają wrażenie wandalizmu, prowokacji, mogą być zniesławieniem itp.
Zamiast usuwania treści bez źródeł lepiej je oznaczać znakami ostrzegawczymi. To wyraźny znak dla czytelnika, który nie jest krytyczny i nie sprawdza, czy artykuł ma przypisy i bibliografię. Poza tym to wyraźna zachęta do uźródławiania i znak, że Wikipedia traktuje niepotwierdzone informacje tylko przejściowo i tymczasowo, jako drogę do rzetelnych.
nie należy usuwać artykułów tylko dlatego, że są krótkie. Nawet zalążek to już jakaś informacja i fundament potężnych artykułów.
wiem, że terminy „inkluzjonizm” i „delecjonizm” są nieprecyzyjne, a granica między nimi jest płynna. Dlatego moje kryteria encyklopedyczności mogą być bardziej restrykcyjne niż niektórych zdeklarowanych delecjonistów. Co najmniej 2 razy poparłem usunięcie artykułu jako nieencyklopedycznego.
Wiem, że terminy „inkluzjonizm” i „delecjonizm” mogą oznaczać nie do końca poglądy, ale raczej pewne zainteresowania. Inkluzjonista może być głównie autorem niszowych artykułów (np. stachanowcem) i adwokatem w dyskusjach o usunięciu, za to delecjonista – prokuratorem w takich dyskusjach. Te dwa zajęcia nie muszą się wykluczać, a osobiście nie zajmuję się żadnym z nich.
Spełniam jedną z definicji delecjonizmu, tzn. uważam, że usuwanie treści może być realnym wkładem w Wikipedię. Sam tego nie robię, ale doceniam to.
Rozumiem argumenty delecjonistów, zwłaszcza ten odwołujący się do ograniczonych mocy przerobowych. Dlatego uważam, że:
Wikipedia polska powinna być mniej inkluzjonistyczna od angielskiej, a Wikipedie śląska i kaszubska – jeszcze mniej inkluzjonistyczne od tej polskiej;
botopedia cebuańska to cenny eksperyment, ale że jej redakcja strzeliła sobie w stopę, tworząc tyle artykułów przy tak małej liczbie edytorów. Z chęcią będę oglądał ewolucję takiego projektu i może kilku podobnych (np. Wikipedii szwedzkiej), ale moim zdaniem inne wersje językowe nie powinny masowo przyjmować tej strategii;
Uważam, że miarą jakości i siły Wikipedii jest nie liczba artykułów, tylko ich jakość – zwłaszcza tych wyróżnionych; choć nie ukrywam, że atutem Wikipedii – zwł. w porównaniu z tradycyjnymi encyklopediami – jest:
pochylenie również nad tematami niszowymi,
szybka reakcja na wydarzenia, np. ataki terrorystyczne, pożary jak ten w Notre Dame, afery polityczne i medialne czy na pandemię.
Patrz: Wikipedysta:Tarnoob/Propozycje językowe. Jestem inkluzjonistą także dla stron wikipedystów – uważam, jest tam miejsce dla uzasadnień. To mogą być uzasadnienia nie tylko dla edycji czy wizji, ale i dla pewnych językowych opinii, propozycji i osobistych wyborów – nawet tych, na które nie ma miejsca w treści artykułów, typu własne neologizmy czy niszowe formy.
Jestem zwolennikiem małych edycji – mniej roboty przy zatwierdzaniu ich, a nawet jeśli ktoś jest automatycznie zatwierdzony, to są plusy jak możliwość wycofania tylko części.
Nie mam zdania na inne tematy dzielące wikimedian, np. na reguły przyznawania uprawnień administratorskich.
Uznałem, że dobrze też zanotować moje edycje, które zostały wycofane. To jakaś przestroga dla innych osób z podobnymi pomysłami, a jednocześnie szansa na inspirację i być może rehabilitację.
myślnik, a konkretniej półpauza (–) w terminach od wielu nazwisk, jak „wzór Gell-Manna–Nishijimy”; Rada Języka Polskiego, mimo swojego konserwatyzmu, uznała ten szczególny przypadek – choć nie wiem, czy to jakoś ogłosili publicznie, czy tylko w indywidualnej wiadomości;
szablony ostrzegawcze we wszystkich artykułach bez żadnych źródeł;
artykulik o Polskim Towarzystwie Relatywistycznym;
część moich list łamanych (np. wypunktowanych). W artykule biograficznym ułożyłem w ten sposób listę czyichś małzeństw, co usunięto. Były też zastrzeżenia do tej formy przy nagrodach kard. Dziwisza; później usuniętej;
moje masowe linkowanie do Encyklopedii PWN w sekcji linków zewnętrznych nie było ciepło przyjęte; szkoda, że jeśli chce się tymi linkami poprawić artykuły na plwiki, to trzeba to robić od razu w przypisach, bez takiego przejściowego wrzucenia w sieciową bibliografię.
Pewne kontrowersje wywołała też moja radosna twórczość kategorialna jak np.
„kobiety w fizyce”;
„warszawskie ulice nazwane od osób”;
„artyści upamiętniający Mikołaja Kopernika”;
„osoby upamiętnione nazwami kompleksów”;
grupowanie biogramów wg kontynentu, np. kategorie jak „europejscy fizycy”.
Strona wikipedysty nie jest miejscem do blogowania, manifestów światopoglądowych ani pisania CV, ale może niektóre informacje o mnie jakoś pomogą innym autorom; np. inspirując ich czy wskazując, co mnie potencjalnie interesuje i że mogę znać odpowiedź na niektóre pytania.
Jestem dawnym podopiecznym KFnrD i dzięki jego rekomendacji ukończyłem Dulwich College w Londynie. Miałem też do czynienia z innymi instytucjami wartymi uwagi, niekoniecznie encyklopedycznymi, jak np.:
Wakacyjne Warsztaty Wielodyscyplinarne (zwł. edycje 2009–2012 i 2018),
Cieszę się, że spotkałem na żywo (w 2009 roku) pana Władysława Bartoszewskiego; chyba jest wzorem polskiego chadeka i patrioty krytycznego, który służy krajowi, państwu i narodowi przez upomnienia, nagany i prowokacje. Pasuje do mema mówiącego, że „czasem potrzeba starego, białego dziadka, który zatrzyma siły zła” – jak Gandalf, Obi-Wan czy Dumbledore.
↑Liberał odrzucający bezwzględną własność przestrzeni – bo jakąś własność ograniczyć trzeba, a ta jest najmniej naturalna i prawie najbardziej przeczy wolności.
↑1) Walka zbrojna bywa prawem, ale prawie nigdy nie jest obowiązkiem – bo człowiek rodzi się wolny, bez zobowiązań, przez co ma prawo do bierności; pobór to zbrodnia.
2) Podboje można usprawiedliwić tylko obalaniem dyktatur; poza tym wyjątkiem to powód hańby, a nie chwały.
↑W dużym skrócie: wspieranie niezależności Ukrainy i Białorusi od Rosji; niepodległość Polski to cofnięcie skutków III rozbioru Rzeczypospolitej, ale potrzeba też dokończyć dzieła i cofnąć pierwsze dwa, integrując Rusinów z Zachodem.